Preferencja kształtu, czyli recenzja Ubongo

Ubongo, autorstwa Grzegorza Rejchtmana, zaczęło się materializować w momencie, gdy twórca upuścił swoją przenośną konsolkę typu „Milion Tetrisów”.

Ze stłuczonego kranu wysypało się kilka klocków w znanych i lubianych kształtach – chęć ułożenia ich z powrotem w urządzeniu wyzwoliła w autorze iskrę geniuszu – a gdyby tak zrobić z tego grę na czas? Pewnym problemem pozostawała regrywalność, rozwiązanie okazało się jednak tyle proste, co nieszablonowe – elementy gry się nie zmieniają, zmienia się jedynie kształt, na którym mamy zmieścić tetrisowe klocki. To z kolei pokłosie tego, że kolejne kupione przez Grzegorza urządzenie typu „Milion Tetrisów” wyglądało zupełnie inaczej, ale Tetrisy w środku – ciągle takie same.

Pudło i zasady

Pudełko z Ubongo zawiera 4 zestawy po 12 kafelków w tetrisowych kształtach, 36 planszetek z łamigłówkami, kostkę, klepsydrę, tor punktacji i kryształki służące, jak to zwykle kryształki, do zbierania. Sercem są elementy tetrisowe i planszetki – te pierwsze układamy na tych drugich w taki sposób, aby wypełnić całą białą przestrzeń. Dwa poziomy trudności reprezentowane są przez dwie strony łamigłówek – na jednej do zapełnienia obszaru używamy 3 kafelków, na drugiej używamy 4.

Każda planszetka zawiera przedstawienie 6 zestawów kafelków, którymi można zakryć całość białego pola. Przed rozpoczęciem układania gracz rzuca kostką, która wskazuje elementy do użycia podczas danej rundy. Symbole na kostce to jedyny ozdobnik w oprawie graficznej służącej maksymalizacji czytelności. Nie przeszkadzają, są nawet ładne, a przede wszystkim – dają miłośnikom niestandardowych kości powód do zakupienia Ubongo.

Rozgrywka

Największym problemem układanek tego typu jest fakt, że tak naprawdę jeszcze nie skończymy pierwszej, a już cała rzecz nam się znudziła. Rywalizacja robi ze średnich gier zręcznościowych jedne z bardziej emocjonujących tytułów, nie inaczej jest z Ubongo – układanie elementów jako łamigłówka jest wyraźnie mniej interesujące niż układanie elementów jako łamigłówka rywalizacyjna. Presja czasu sprawia, że nawet najbardziej sprawne mózgi po kilkunastu rundach dostają zadyszki. Często w tego typu grach jest tak, że ktoś jest po prostu wyraźnie lepszy i nie da się tego zniwelować. Ciekawostką Ubongo jest fakt, że mózg w pewnym momencie przestaje pracować i obecny lider jest zjadany przez peleton.

Dwa poziomy trudności okazują się być jednym już po 3 czy 4 rozegranych planszach – dla dorosłych łamigłówki trzyelementowe dość szybko okazują się być zbyt proste. Czteroelementowe też przeważnie nie wymagają dodatkowego czasu. Oryginalnie (czyli zgodnie z instrukcją) klepsydra ma się przesypać dwa razy, ale my gramy na jedno przesypanie, a i tak przeważnie wszyscy kończą przed czasem. Zresztą to jeden z najmilszych momentów, gdy trzy osoby już ułożyły, a czwarta się męczy – odrobina imprezowego znęcania psychicznego sprawia, że wszyscy są zaangażowani do momentu ukończenia układanki przez najwolniejszego gracza.

Autor proponuje dwa rodzaje punktacji – jeden będący bezpośrednim przełożeniem uzyskiwanych wyników, drugi dodający szczyptę losu. Być może punktowanie z losem ujmuje nieco presji i dzięki temu w niektórych grupach się przyjmie – ja jednak nigdy nie czułem jego sensowności.

Regrywalność zapewniana jest przez to, że każdą łamigłówkę można zapełnić na 6 sposobów. Każdą planszetkę zobaczymy z jednej strony w 4 partiach, z obu stron w 8 partiach. Dzięki przemnożeniu tego przez 6 przypisanych do każdej łamigłówki kombinacji tetrisowych kafelków otrzymujemy całkiem przyzwoitą zmienność rozgrywek.

Czy warto?

Ubongo moim zdaniem jest grą rewelacyjną. Prosty pomysł układania krzywego Tetrisa na czas wciąga jak lektura uzasadnień orzeczeń Sędziego SO Tomasza Ignaczaka. Rywalizacja sprawia, że rozwiązanie łamigłówki to jedynie fragment sukcesu, równie ważne jest dokonanie tego w odpowiednim tempie. Bardzo przyzwoita cena zdecydowanie zachęca do zakupu. Ja – namawiam, zdecydowanie.

*Być może historia otwierająca recenzję nie miała miejsca w rzeczywistości