Nie miej uczuć, wygraj życie

Osobowość dyssocjalna, czyli potocznie psychopatia, w dużym uproszczeniu, charakteryzuje się zanikiem uczuć wyższych (chociaż są badania, które wskazują, że to raczej umiejętność ich włączania i wyłączania). Epidemiologia psychopatii to 2-3% populacji. Jon Ronson w książce „The Psychopath Test: A Journey Through the Madness Industry” sugeruje, że wśród dyrektorów odsetek ten sięga 4%. Czy różnica ta jest istotna, czy też nie, to ja bez wielkości próby powiedzieć nie umiem, niemniej w zupełności wystarcza to do zainspirowania wpisu. Czytaj dalej

Bernd Brunnhofer dobrze prawi

Lat temu kilka swoje 5 minut na moim stole miała gra Blood Feud in New York. Cała zabawa jest dość prosta – spora mapa Nowego Jorku, po której biegają członkowie rodzin mafijnych oraz ich boss. W trakcie rozgrywki naszym celem jest wyeliminowanie pozostałych rodzin, albo osiągnięcie „niekwestionowanej dominacji” wyrażanej w dochodach. Podczas partii stawiamy budynki, najmujemy oprychów i wszelakiej maści zabijaków oraz kupujemy pojazdy. Do dyspozycji mamy motorówki, limuzyny i helikoptery.
Czytaj dalej

A jednak przygoda

Czasami bywa tak, że jak człowiek raz zacznie na jakiś temat myśleć, to zmienia się to na pewien czas w myśli natrętne. Ostatnio dręczy mnie kwestia przygody w planszówkach. Odpaliłem ostatnio nieco już zaniedbane przeze mnie Faster Than Light. Fabularnie jest to uproszczone Battlestar Galactica albo Star Trek (albo Stargate Universe, które jest świetne, ale niedoceniane, więc z anteny zdjęte) – skaczemy w coraz to nowe sektory, a w tych sektorach poruszamy się pomiędzy kolejnymi bojami (w sensie walki i w sensie latających nadających sygnał radiowy punktów orientacyjnych), a tam zawsze jakaś niespodzianka. A to ktoś nas zaatakuje, a to ktoś wzywa pomocy, bo go ktoś atakuje. Czasami to atakujący nas wzywają pomocy jako zmyłka – generalnie kosmos pełen niebezpieczeństw.
Czytaj dalej

Ahoj, turlodo!

Czasami bywa tak, że człowiek zastanawia się co właściwie robi z własnym życiem. Mnie ostatnio taka wątpliwość naszła przy partii Bora Bora (autorstwa porucznika Boraewicza) – siedzę, przesuwam jakieś kosteczki, Windziarz urządza sobie podśmiechujki, Ciuniek knuje, liczy, tatuuje karton czy inne imaginacyje. „A mogłem w tym czasie turlać” pomyślałem.
Czytaj dalej

Przegrywanie z godnością. Innych.

Czasami bywa tak, że granie boli. Intelektualnie. Boli przegrana, posiadanie słabszego mózgu, okazanie niższości intelektualnej, czy jak tam w swojej grupie dworujecie z przegrywającego. Sposobów radzenia sobie z tym jest kilka.
Czytaj dalej

W co się bawić? W Polsce to już mniej Coupotliwe pytanie.

Czasami bywa tak, że człowiek ma ochotę pograć w takiego Avalona, albo Resistance’a. Ale ludzi jakby za mało. Albo czasu. Albo już się raz tego wieczoru pobiliśmy, więc szukamy czegoś innego.
Czytaj dalej

Grasz dobrze? Graj źle!

Czasami bywa tak, że siadamy do jakiejś nowej gry, do której zasady zna tylko jedna osoba. Albo nawet nie zna nikt, tylko instrukcja wygląda na nas literkami, a my ją gryziemy podczas przesuwania pionków. Ewentualnie tłumaczy ją nam ktoś, kto grał tyle razy, że żadna instrukcja mu do tłumaczenia nie jest potrzebna.
Czytaj dalej

Wroga panda – propaganda

Czasami bywa tak, że człowiek zjadł za dużo, żeby siedzieć nad planszą. Pierwszym podejmowanym krokiem jest, przynajmniej w moim wypadku, opuszczanie nieco blatu i rozgrywka na półleżąco. Czasami to jednak nie pomaga – chociażby dlatego, że uciskane żołądkiem serce nie jest w stanie dopompować więcej niż absolutnie niezbędne minimum krwi do mózgu.
Czytaj dalej