Wpis dla początkujących – suplement 1.

Ludzi grających w planszówki można podzielić na dwie grupy – na tłumaczących zasady i na słuchających tłumaczenia zasad. Oczywiście jest to podział działający w ramach konkretnej gry, a nie generalnie zawsze dla każdego. Często jest tak, że grupa grająca w planszówki formuje się wokół konkretnej osoby. Jest to na przykład ktoś, kto ma najlżejszą rękę do wydawania pieniędzy na karton. Albo ktoś mający największy salon, którego nie okupują non stop rodzice/współlokatorzy oglądający telewizję.

Często jest też jednak tak, że grupa formuje się wokół kogoś, komu po prostu najbardziej zależy. Po czym poznać taką osobę? To ona chce grać w planszówki, ona proponuje spotkania. Ona kupuje gry, a wreszcie: to ona je tłumaczy.

Ludzi w grupie planszówkowej też można podzielić na dwa rodzaje – tych, którzy mają też swoje gry oraz tych, którzy po prostu przychodzą pograć. Z pierwszymi jest oczywisty problem taki, że oto zaczynają przynosić swoje gry, więc nasza kilkuszafowa kolekcja zbiera więcej kurzu niż potu i krwi współgraczy. Drudzy to tematyka tego wpisu.

Polska charakteryzuje się wysokim odsetkiem studiujących obecnie lub wcześniej. Na studiach ci ludzie byli na przynajmniej jednym wykładzie, a to doświadczenie nauczyło większość z nich, że:

  • wykłady są nieobowiązkowe
  • obojętne czy się notuje czy nie i tak później wszyscy korzystają z notatek jednej pilnej koleżanki albo z udostępnionego skryptu

Innymi słowy – wszyscy ci na własnej skórze doświadczyli, że dowolne poświęcanie uwagi rozbudowanemu omawianiu problemów okazuje się niepotrzebne, a wszystko można nadrobić później. I później tacy ludzie przychodzą na spotkanie planszówkowe. Tu zaczyna się problem taki, że trzeba im zasady gry jednak wytłumaczyć.

Ludzie, którzy sami doświadczyli tłumaczenia komuś zasad podchodzą to tej kwestii z większym zrozumieniem – to oczywiste. Wiedzą, że to nie jest tak, że ktoś dla rozrywki przeczytał instrukcję, a teraz dla rozrywki opowiada co on tam ciekawego wyczytał. Nie, ten człowiek (dla uproszczenia nazywany dalej WG – Właścicielem Gry) robi to tylko po to, żeby móc pograć. Stara się zrobić najlepszą robotę, bowiem od jakości tłumaczenia i zrozumienia zasad mocno zależy jakość partii.

Jeżeli jesteś początkującym graczem, albo doświadczonym graczem, ale nie WG, to być może nie wiesz, że przygotowanie się do tłumaczenia gry to nie jest 10 minut podczas posiedzenia. To jest przeczytanie instrukcji, zrozumienie instrukcji, czasami rozłożenie gry i rozegranie symulacji kilku kolejek. Niektórzy autorzy instrukcji ten proces starają się ułatwić, ale część po prostu nie umie (albo nienawidzi graczy i przy urodzeniu wylosował cel „Geniusz zła zrzucający winę na czytaczy”). Instrukcja może być niejasno napisana, może zawierać błędy. Na 90% zawiera braki, które trzeba wyjaśniać dodatkowym czytaniem tematów na BoardGameGeeku. Ale żeby dostrzec te braki trzeba przeprowadzić symulację gry – jeśli nie na stole, to chociaż w głowie.

Przygotowanie się do tłumaczenia reguł to nie jest rozrywka. To jest praca. W dodatku taka, za którą jeszcze trzeba zapłacić kupując grę (można się uczyć instrukcji z Internetu, tylko że niespecjalnie nam się to przyda jeżeli nie ma gry). Każdy chce mieć to szybko za sobą i zacząć grać. Podśmiechujki są fajne, przy grach też, w końcu także po to się człowiek spotyka. Internet jest ciekawy, inaczej by się tyle czasu ta nowinka nie utrzymała. Czy te zajęcia zyskują na atrakcyjności w czasie gdy ktoś nam tłumaczy reguły? Być może. Ale naprawdę – szanujmy pracę tych, którym się chce tłumaczyć gry. Oni nie robią tego dla siebie. Bo oni tę grę już znają.